4 marca 2011

Sprzedaż jako zło konieczne

W odróżnieniu od większości mężczyzn nie traktuję kupowania odzieży jak zła koniecznego. Odwiedzam sklepy z ubraniami częściej niż raz na kilka lat :-)

Czasem z przyjaciółmi robimy rajdy po modnych galeriach handlowych i eleganckich butikach w poszukiwaniu nie tylko nowych kolekcji, ale także oryginalnych pomysłów marketingowych (promocje, obsługa klienta, imprezy specjalne, itd.).

Lubię zakupy i nie rozumiem dlaczego niektóre sklepy zamieniają kupowanie w przykre i odpychające doświadczenie.

Markowi producenci wydają miliony na marketing, reklamę i PR, atrakcyjne witryny sklepowe handlowe, nowoczesne półki z atrakcyjnym towarem i pomocnych (zazwyczaj) sprzedawców.

Bierzesz ubranie z wieszaka i zmierzasz do przymierzalni. Tam trafiasz do komórki przypominającej celę w więzieniu Stasi: duszna, ciasna, źle oświetlona i brzydko pachnąca. W lustrze wyglądasz gorzej niż po całonocnym przesłuchaniu.

Oto przykłady dziwnych i niezrozumiałych rozczarowań w sklepach:

1. Skomplikowany i niejasny proces płatności w sklepach internetowych.

2. Ulotki i broszury marketingowe z błędami ortograficznymi i zdjęciami złej jakości.

3. Reklamy przewoźników lotniczych kontra ciasne fotele i nieprzyjemna obsługa.

4. Sprzedawcy, którzy namawiają klientów do kupna najdroższego towaru.

5. Operatorzy telefoniczni, którzy po uznaniu reklamacji proponują w ramach zadośćuczynienia "jednorazowy pakiet 20 minut do wykorzystania przez 30 dni od daty podłączenia".

6. Nowy samochód, na który musisz czekać 5 (słownie: pięć) miesięcy.

7. Banki i wszystkie inne firmy oferujące lepsze warunki umowy nowym klientom niż starym (i lojalnym).

Coś przeoczyłem? Dlaczego tak się dzieje? Napisz o tym w komentarzu.

Brak komentarzy:

Napisz do mnie

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *