25 marca 2011

Rzeczniku, nie panikuj!

Dla dziennikarza nie ma nic bardziej śmiesznego od panikującego rzecznika prasowego.

Kiedy pracowałem jako reporter spędzałem dużo czasu na telefonicznych rozmowach z praktykami PR i nie ukrywam, że od czasu do czasu spotykaliśmy się też przy małym drinku.

Rzecznicy prasowi i dziennikarze są do siebie podobni. Obydwie grupy mają ogromne ego i zazwyczaj interesuje ich tylko jedna wersja zdarzeń. Przepraszam – dziennikarzy interesują zawsze dwie strony. Tak. Minimum dwie. Jeszcze raz przepraszam :-)

Nic nie wiem... chyba

Znajomy dziennikarz opisywał niedawno historię tajnego porozumienia pomiędzy dwiema "konkurencyjnymi" firmami A i B. Rzecznicy tych firm uzgodnili, że nie będą wypowiadali się na pewien drażliwy temat.

Kiedy dziennikarz poprosił rzecznika A o wypowiedź, ten odpowiedział, że potrzebuje dobę na zebranie aktualnych danych. Wiedział, że dziennikarz napisze artykuł bez względu na to czy zgodzi się na rozmowę lub nie. Dziennikarz obiecał, że nie będzie na razie dzwonić do firmy B.

Minęły 24 godziny i rzecznik firmy A nie oddzwaniał. Mała strata, bo artykuł był prawie na ukończeniu. Dziennikarz zadzwonił do rzecznika firmy B i ...

Rzecznik B popełnił dużą gafę ujawniając, że wie w jakiej sprawie dzwoni dziennikarz zanim ten sam o tym powiedział. Oczywiste było, że rzecznicy musieli się kontaktować i uzgadniać taktykę. Skoro nie było żadnej umowy – jak obydwie strony utrzymywały – rzecznik firmy A nie miałby powodu do kontaktu z rzecznikiem firmy B. Dziennikarz był wkurzony jak diabli :-(

Prawdziwa burza rozpętała się poza plecami dziennikarza. Jedna firma oskarżała drugą o przeciek w sprawie tajnej umowy. Kilka osób wpadło w szał zupełnie bez powodu. Nie było żadnego przecieku. Nie pytaj jak dziennikarz dowiedział się o zmowie, ale wierz mi, że media mają skuteczne sposoby zdobywania informacji.

Teraz już wiesz, że niespodziewany telefon z redakcji w sprawie, o której "nikt-nie-ma-prawa-nic-wiedzieć" może wywołać niezłe zamieszanie.

Jakie są lekcje z tego incydentu?

1. Kontroluj emocje. Panika jest oznaką strachu. Dziennikarze są jak polujące tygrysy. Trwoga w Twoim głosie wzmaga apetyt i żądzę krwi. Trudno też liczyć z ich strony na litość, bo sami mają swoich wydawców, którzy niecierpliwie czekają na to, co upolują. Teraz jedna porada, za którą może kiedyś dostanę kulkę.

Jeśli masz nóż na gardle, zagroź, że "sprzedasz" temat konkurencyjnemu tytułowi. Ale graj uczciwie i zaproponuj embargo. Na przykład, "Jeżeli napiszesz o tym dzisiaj, zaraz dzwonię do "Wyborczej" z oficjalnym komunikatem. Jeśli poczekasz trzy dni, gwarantuję wyłączność." Tak. To jest szantaż. Ale Don Corleone nie używał takich słów.

2. Przygotuj plan działania. Decydując się na współpracę z agencją PR przygotuj plan na wypadek gdyby media zdobyły informację wcześniej niż się spodziewasz. Kiedy dziennikarz przekonał się, że dwie firmy A i B rozmawiały ze sobą, nie miał żadnych wątpliwości o prawdziwości drażliwej informacji.

3. Bądź aktywny. Dziennikarz i tak napisze artykuł. Dlaczego więc wycofywać się z gry? Nie musisz odpowiadać na każde niewygodne pytanie, ale możesz zaproponować inne ujęcie tematu, dodatkowe materiały, zdjęcia, itp. Zawsze to lepsze od poniżającej rejterady.

Konkluzja

Dziennikarze żyją ze zdobywania informacji. Robią to na różne sposoby. Jeden z bardziej skutecznych (i najmniej przyjemnych) to próba zaskoczenia. Próba wyprowadzenia z równowagi. Próba zastraszenia.

Nie panikuj jeśli nie chcesz rozbawić dziennikarza :-)

Brak komentarzy:

Napisz do mnie

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *